Powrót do korzeni

Nie wiem, czy to los, czy po prostu dobrze działający dział marketingu w Empiku, ale jeden z komiksów, które sobie kupiłem, nosi tytuł „Powrót do korzeni”. Spider-Man. Klasyka.
I przyznaję: kupiłem go, bo jestem dorosłym facetem, który potrzebował sobie coś przypomnieć.

Nie tylko jak to jest czytać coś dla siebie. Ale jak to jest być sobą.

Bo w tym wszystkim – w przebieraniu pieluch, robieniu kaszki, planowaniu życia od drzemki do drzemki – gdzieś się łatwo zgubić.
Czasem czuję, jakbym nie był już sobą, tylko trybem w maszynie opieki. A przecież Tosia potrzebuje mnie. Nie roli. Mnie.

A Spider-Man?
No cóż. Gość też gubił siebie.
Miał maski, miał obowiązki, miał ludzi, których zawiódł i takich, których musiał zostawić.
I w tej historii – „Powrót do korzeni” – wraca do tego, co najważniejsze. Do miłości. Do cioci May. Do wspomnień z dzieciństwa. Do prawdy o sobie.

I może to naiwne, ale czytając to wieczorem, gdy Tosia już spała, poczułem coś znajomego.
Że ja też wracam.
Do siebie sprzed lat.
Do chłopaka, który czytał komiksy na kocu.
Do faceta, który szukał spokoju wśród ludzi, hałasu, chaosu.
I do ojca, który chce nie tylko być, ale być prawdziwy.

Ten komiks nie zmienił mojego życia.
Ale przypomniał mi, że wszystko, co ważne, już mam – tylko czasem trzeba zetrzeć kurz i otworzyć to na nowo.

Wracam więc do korzeni.
Do siebie.
Z Tosią na ramieniu, pajęczyną w głowie i sercem, które wciąż się gubi — ale bije

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry