„Wieczory to moja terapia”

Dziecko śpi. W końcu.
Po całym dniu ścigania się z czasem, z bajzlami, z rozsypanymi chrupkami i emocjami, które trudno ogarnąć nawet dorosłemu – przychodzi ta chwila.

Nie pytaj mnie, która jest godzina.
Wiem tylko, że jest cisza.
A ta cisza to nie luksus.
To nagroda.
To przestrzeń, w której mogę wreszcie usłyszeć siebie.

Siedzę na kanapie. W kuchni niedopita kawa – jak zwykle. Na podłodze klocki, których nie chce mi się już zbierać.
Ale nie o to chodzi.
Bo dziś znowu dałem radę.
Byłem ojcem
Byłem śniadaniem, kocykiem, ramieniem, które tuli po upadku, i głosem, który mówi „nic się nie stało” — nawet jak serce pękało mi w środku.

Wieczory są moją terapią.
Nie dlatego, że coś rozwiązują.
Tylko dlatego, że dają chwilę oddechu, zanim znów wpadnę w rytm pieluch, płaczu, zakupów, urzędów i niekończących się wątpliwości.

Bo nie oszukujmy się — samotne ojcostwo to nie medal.
To codzienne wybory między tym, co muszę, a tym, czego nie mogę odpuścić.
To lęk, że zawiodę.
Że czegoś nie zauważę. Że nie wystarczę.

Ale wieczorem, kiedy ta mała kluseczka śpi wtulona w misia, wiem jedno:
jestem jej domem.
Nie doskonałym. Ale obecnym.
I to czasem więcej, niż miałem ja sam.

Terapia? To właśnie ta chwila spokoju.
Z niedopitą kawą. Z ciężką głową.
I z myślą, że jutro znowu mnie zawoła.
„Tata”.

I pójdę.
Bo to najpiękniejsze „muszę”, jakie istnieje.

Miły H.J. — ojciec z krwi, kości i czułości.

1 komentarz do “„Wieczory to moja terapia””

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry