Ojcostwo nie zaczyna się wtedy, gdy dziecko mówi „tata”. Zaczyna się dużo wcześniej – od decyzji, że się będzie. I że się będzie naprawdę.
Zrozumiałem to dopiero, kiedy zostałem sam. Kiedy nie było już kogoś, kto przejmie wieczorną kąpiel albo pomoże w płaczu bez powodu. Kiedy każda decyzja, każda emocja, każdy rytuał – był już tylko mój. Wtedy ojcostwo przestało być rolą, a zaczęło być fundamentem.
Pierwszy filar – obecność.
Nie chodzi o bycie w domu, ale bycie tu. W tym spojrzeniu dziecka, które patrzy, jak jesz śniadanie. W tej ręce wyciągniętej w nocy, kiedy śni się coś złego. W tej jednej piosence, która uspokaja. Obecność to gotowość do bycia potrzebnym zanim ktoś o to poprosi.
Drugi filar – słuchanie.
Nie tylko wtedy, gdy dziecko mówi „nie chcę” albo „boję się”. Ale też w ciszy. W sposobie, w jaki bawi się kredkami. W tym, jak reaguje na zmęczone „zaraz”. W słuchaniu chodzi o uważność. I o zaufanie, że to, co dziś wydaje się błahe, jutro może być mostem między naszymi światami.
Trzeci filar – granice.
To najtrudniejsze. Bo serce czasem mówi: „daj jeszcze, ustąp, niech będzie łatwiej”. Ale dziecko potrzebuje ram. Potrzebuje wiedzieć, co wolno, co nie, co się dzieje, gdy przekracza. Granice są jak ogrodzenie na placu zabaw – dzięki nim można się bawić bez lęku, że zaraz będzie koniec świata.
Uczę się tych filarów codziennie. Popełniam błędy, wracam, przepraszam, próbuję od nowa. Ale wiem jedno – jeśli chcę wychować kogoś, kto będzie odważny, czuły i silny, muszę sam być przy nim taki. Nie idealny. Ale prawdziwy.
Bo ojcostwo to nie zadanie. To relacja.